sobota, 9 listopada 2013

Czekoladowe ciasto pełnoziarniste z gruszkami.

Składniki:
  • 1,5 szklanki maki razowej/pełnoziarnistej
  • 1/3 szklanki niesłodzonego kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 1 szklanka miodu
  • 1 szklanka mleka
  • tabliczka gorzkiej czekolady - im wyższa zawartość kakao, tym lepiej!
  • 3 nieduże gruszki
  • łyżeczka cynamonu

Ciasto:
  • Połączyć ze sobą składniki suche (poza cynamonem). Pół tabliczki czekolady zetrzeć na drobnej tarce i dosypać do suchych składników. Dodać miód i mleko i zmiksować na gładką masę. Odstawić.
  • W międzyczasie obrać gruszki i pokroić na ćwiartki. Obtoczyć w cynamonie. Zetrzeć drugą połowę tabliczki czekolady.
  • Jeszcze raz zamieszać ciasto. I wlać do małej keksówki wyłożonej papierem do pieczenia.
  • Na wierzchu ułożyć gruszki i posypać startą czekoladą.
  • Piec 30-40 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni C. Najlepiej po 30 minutach sprawdzić patyczkiem i ewentualnie dopiec w razie potrzeby.
  • Podawać ciepłe lub wystudzone. Można polać odrobiną miodu.
Smacznego!

Szarlotkowe śniadanko.

Ostatnio zaczęłam dbać o to co jem. Staram się nie popadać w skrajności, ale jednocześnie nie folguję sobie ze słodkościami. Pilnuję też, żeby to co jem było jak najbardziej naturalne i jak najmniej przetworzone. Ograniczyłam też spożycie pieczywa i produktów mącznych w ogóle, co przysporzyło mi - osobie przyzwyczajonej do kanapek - odrobiny problemów ze śniadaniami i kolacjami. Na szczęście powoli powstają wciąż nowe wariacje śniadaniowo-kolacjowe. Nie są to rzeczy skomplikowane - głównie sałatki i inne mikstury wieloskładnikowe robione "pode mnie" z tego co lubię i co nie nudzi mi się szybko". Pomyślałam sobie, że mimo iż zmontowanie takiego posiłku to w sumie żadne czary to podzielę się swoimi pomysłami. Przepisy mają nazwy zgodne z tym o jakiej porze zwykle ja je jem, jednak można je wykorzystywać swobodnie jako śniadania, podwieczorki, drugie śniadania, desery, etc.

Szarlotkowe śniadanko:
  • duże jabłko ulubionego gatunku (najlepiej słodkie lub słodko-winne, kwaśne średnio mi pasowały)
  • małe opakowanie serka wiejskiego lub granni
  • łyżeczka miodu
  • łyżeczka cynamonu
Jabłko obieramy i kroimy na 8, a ósemki na plasterki grubości około 1/2 centymetra. Wrzucamy do miseczki i zalewamy serkiem. Dodajemy miód (jeśli jest za gęsty można go odrobinę podgrzać) i cynamon. Wszystko dokładnie mieszamy i pałaszujemy - można zagryźć chlebem, albo położyć na bułce ;)






Smacznego!

sobota, 5 października 2013

Viva Mexico!

Jakiś czas temu naszła mnie chętka na meksykański smaczek i mojej głowie zrodził się pomysł na faszerowane papryki. Na początku chciałam w przepisie wykorzystać kuskus, który w niewyjaśniony sposób kojarzył mi się z kuchnią meksykańską, ale wyczytałam, że jest to składnik raczej kuchni bliskowschodniej i w ostateczności wykorzystałam ryż, który jest często podawany jako dodatek w meksykańskich restauracjach. 

Papryki przyrządzałam w ilości hurtowej - 15 sztuk -  i w takiej proporcji podaję składniki. To fajne danie na większą imprezę. Papryczki szybko znikają, więc duża ich ilość nie jest problemem, ale gdyby ktoś planował mniejszą ucztę należy odpowiednio zmniejszyć ilość składników. 


Składniki:

  • 15 średniej wielkości czerwonych papryk - najlepiej takich, które można stabilnie postawić
  • 0,5 kg mielonego mięsa wołowego - może też być wieprzowina, drobiowe odradzam
  • puszka kukurydzy
  • puszka czerwonej fasoli
  • 2 puszki pomidorów w kawałkach
  • 2 woreczki pełnoziarnistego ryżu - można użyć zwykłego
  • 2 duże cebule - mogą być czerwone
  • avocado
  • żółty ser
  • słodka mielona papryka
  • pieprz cayenne
  • tymianek
  • sól 
  • mąka kukurydziana - opcjonalnie

Meksykańskie papryki:
  • na początek należy ugotować ryż; jako, że używam pełnoziarnistego gotowałam go 5-10 min dłużej niż na opakowaniu, bo nie lubię jak chrupie w zębach ;)
  • w międzyczasie kroimy cebule w kostkę i rumienimy na patelni; dodajemy mięso i w momencie kiedy mięso puści sok i tłuszcz przyprawiamy - głównie papryką i pieprzem cayenne, oszczędnie tymiankiem, można też dodać papryki pikantnej jeśli ktoś jest fanem - ja nie jestem.
  • kiedy mięso połączy się z przyprawami dorzucamy na patelnię pomidory z puszki i dusimy jakiś czas pod przykryciem, aż się rozpadną;
  • odsączamy kukurydze i fasolę i również wrzucamy na patelnię; wszystko smażymy przez pewien czas razem; należy pilnować by nie odparować za dużo płynu - lepiej mieć farsz za płynny niż za suchy;
  • ugotowany i odsączony ryż dorzucamy do mięsa z warzywami i mieszamy; jeśli jest za mokro można dodać mąki kukurydzianej - odrobinę!
  • farsz najlepiej przygotować dzień wcześniej żeby wszystkie smaki się przegryzły;
  • papryki przygotowujemy do faszerowania standardowo - odcinamy "czapeczki" z ogonkiem, wycinamy farfocle ze środka i oczyszczamy z pestek;
  • do gotowych papryk wkładamy farsz; na wierzch kawałek avocado i plasterek sera; przykrywamy czapeczką;
  • papryki ustawiamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia; wstawiamy do nagrzanego do 190 - 200 stopni piekarnika i pieczemy od 30 do 45 minut w zależności jak bardzo upieczoną chcemy mieć paprykę - ja lubię trochę al dente, wiec piekłam 30 minut;
  • można podawać z avocado w kawałkach lub w formie pasty, z guacamole i salsą oraz w towarzystwie kukurydzianych tortilli- co kto lubi.
Smacznego!

poniedziałek, 30 września 2013

Placuszki z kabaczka na dwa sposoby.

Kabaczkowy urodzaj trwa. Na moim balkonie jeszcze dzisiaj w oczekiwaniu na swoje przeznaczenie wygrzewały się w porannym słońcu trzy kabaczki. Zostały już tylko dwa. Dzisiaj na obiad przygotowałam placuszki z kabaczka. Zwykle to jakże zacne warzywo ląduje w leczo albo innej podobnej potrawce. W tym roku postanowiłam być bardziej kreatywna. 

Placuszki wystąpiły w charakterze dodatku do obiadu, ale myślę, że z powodzeniem można zajadać je jako samodzielne danie.



Składniki:

  • kabaczek - mój był duży, ważył prawie 2 kg
  • pół puszki ciecierzycy - można też ugotować sobie "świeżą", ja nie miałam na to czasu
  • paczka otrębów owsianych
  • pestki dyni lub słonecznika - opcjonalnie w wypadku pałaszowania placuszków jako osobnego dania
  • przyprawy: w moim przypadku słodka papryka, pieprz ziołowy i zioła prowansalskie (można je zastąpić przyprawą do ziemniaków jeśli ktoś preferuje bardziej swojskie smaki)
  • sól
  • olej - od pewnego czasu smażę i doprawiam olejem z pestek winogron - polecam!
  • jajko (opcjonalnie - sposób drugi)

Placuszki:
  • kabaczka dokładnie myjemy, bo konsumujemy go ze skórką. Umytego rozkrajamy i wyrzucamy gniazdo nasienne i pestki. Kroimy na mniejsze kawałki i ścieramy na tarce o dużych oczkach.
  • startego kabaczka solimy Z UMIAREM (szczególnie jeśli planujemy go doprawiać przyprawą do ziemniaków, która też zawiera sól) i odstawiamy na 5 - 10 minut
  • w międzyczasie pół puszki ciecierzycy (razem z zalewą) i 2 czubate łyżki otrębów za pomocą blendera zmieniamy w gęstą pastę
  • w tym czasie kabaczek powinien puścić sok. Dokładnie odsączamy płyn, wrzucamy pastę z ciecierzycy i doprawiamy wedle uznania. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy. Na koniec dodajemy jeszcze dwie łyżki otrębów (i pestki). Masa na placki może zmieniać konsystencję w trakcie smażenia - kabaczek może puścić więcej soku - jeśli zrobi się za rzadka dodajemy więcej otrębów
  • smażymy na mocno rozgrzanej patelni. Nakładamy masę łyżką i rozpłaszczamy na placuszki odrobinę większe od główki łyżki. Rozmiar ma znaczenie, ponieważ przy konsystencji smażonej masy większe placki zwyczajnie rozłażą się przy obracaniu. Najlepiej obracać je szeroką łopatką, na którą mieści się cały placuszek. Smażymy z obu stron na złoto-brązowy kolor. 
  • placuszek jest gotowy do zdjęcia z patelni, kiedy jest na tyle sztywny, że można go łatwo podważyć łopatką i bez kłopotów przenieść na talerz.
  • warto odsączać placki na papierze - piją sporo oleju.
  • podawać i konsumować natychmiast ;)

Smażenie było chyba najtrudniejsze. Bardzo rzadko przyrządzam placki ziemniaczane, więc nie mam wprawy. Placuszki zaczęły mi się udawać dokładnie takie jak chciałam dopiero w połowie masy, ale kiedy już wpadłam na to jak nimi operować reszta poszła bez przeszkód. 

Mój sposób wyglądał tak: nakładałam masę i po rozpłaszczeniu łyżką czekałam aż wierzchnia strona placuszka zacznie wysychać. Wtedy obracałam go na druga stronę i dociskałam lekko łopatką. Kiedy wydawało mi się, że już gotowy, jeszcze na chwilę obracałam go na drugą stronę i dopiero zdejmowałam z patelni.

Sposób drugi, wspomniany w tytule psota, polega na tym, że można do masy dodać jajko - najlepiej roztrzepane widelcem. Pomoże to związać lepiej masę, ale nie jest to krok konieczny.

Smacznego!

Ciasteczka owsiane

Ciasteczka najlepiej piecze się kolektywnie, a jeszcze lepiej z Kasią. Nie istotne czy pierniczki, czy owsiane - zawsze wychodzą genialne!
Kolejny przepis odkasiowy:


Składniki:

  • 500 gram płatków owsianych
  • kostka masła
  • 4 jajka
  • 1 szklana cukru pudru
  • olejek migdałowy (opcjonalnie)
  • dodatki: rodzynki, orzechy, żurawina (opcjonalnie - ja jestem fanką suszonej żurawiny)

Ciasteczka:
  • płatki trzeba zrumienić na suchej patelni - zrumienić, nie przypalić ;)
  • żółtka ucieramy z masłem i cukrem na gładka masę - jeśli używamy olejku łączymy go z masa maślaną
  • 2 białka ubić z odrobiną cukru na sztywną pianę
  • dodatki wrzucić do płatków i wymieszać
  • wszystkie składniki łączymy razem - najlepiej wymieszać je ręką; masę maślaną dodawać stopniowo kontrolując konsystencję - nie może być za rzadka 
  • ciasteczka wykładamy łyżką na blachę z papierem do pieczenia; trzeba pamiętać, że ciasteczka się trochę rozleją na boki i zachować stosowne odstępy ;)
  • pieczemy w uprzednio nagrzanym piekarniku w temperaturze 180 stopni, aż ciasteczka się zarumienią
  • po zdjęciu z blachy będą "gumiaste", ale po wystygnięciu stwardnieją

Smacznego!


czwartek, 26 września 2013

Zupa Dyniowa wersja 2.0

Znów nastał sezon na dynie. Luby mój od razu zamówił sobie zupę dyniową, która ostatnio wyszła super. Zdobyta od teściów dynia czekała kilka dni na pozyskanie pozostałych składników. W końcu zabrałam się za gotowanie, jednak musiałam stawić czoła pewnym utrudnieniom - nasz duży blender, w którym przerabiałam zupę na krem nie mieszka obecnie z nami, więc trzeba było wymyślić alternatywę. 

Na pomysł wpadł Simon i zaproponował, żeby dynię po prostu rozgotować w bulionie. Nastawiona byłam do tego odrobinę sceptycznie, ale wypróbowaliśmy ten sposób. 

To był strzał w 10! Zupa według odrobinę zmodyfikowanego przepisu jest jeszcze lepsza niż w zeszłym roku. Sami sprawdźcie.


Składniki:
  • dynia - ważne żeby nie miała zbyt twardej skórki - nasza była dość spora, w całości ważyła ponad 5 kg
  • wędzone żeberka (lub wędzone porcje rosołowe, albo kości na zupę) - na naszą dynię wykorzystaliśmy 8 litrowy garnek, a na taką ilość bulionu prawie półtora kilograma wędzonych żeberek
  • pomidor
  • warzywa i przyprawy do bulionu wedle uznania
  • pestki dyni

Zupa: 

  • W dużym garnku wstawiamy bulion. Jeśli nie przepadasz za wędzonym mięsem może być normalny, bez udziwnień, z tym że wtedy zupa traci trochę swojej zacności. Wędzone żeberka zwykle są dość słone, dlatego nie soliłam bulionu – i tak wyszedł dość słony. 
  • Kiedy bulion "się robi" należy umyć dynię i pokroić w kostkę. Nie obieramy ze skórki - dlatego tak ważne jest by wybrana na zupę dynia nie miała twardej, zdrewniałej skóry. Kostka powinna mieć wymiary około 1,5 cm - większe kawałki będą się dłużej gotować. 
  • Kiedy bulion będzie już gotowy wyławiamy z niego mięso, warzywa i pływające w nim przyprawy. Do bulionu wrzucamy dynię. Będzie jej dużo, może nawet trochę wystawać z garnka. Całość gotujemy pod przykryciem na średnim ogniu regularnie mieszając by się nie przypaliło. Dynia będzie stopniowo zmniejszać swoją objętość i rozpadać się na aromatyczny, pomarańczowy mus. 
  • Pomidora należy sparzyć i obrać ze skórki, pokroić na cząstki i wrzucić do garnka. 
  • W czasie gotowania dyni, w przerwach w mieszaniu obieramy żeberka (lub porcje rosołowe/kości) z mięsa. Kroimy je na około 2 centymetrową kostkę. Wrzucamy mięso z powrotem do garnka z zupą. Można również dorzucić marchewkę z bulionu. 
  • Zostawiamy zupę na małym gazie, pod przykryciem i gotujemy mieszając od czasu do czasu, aż dynia się rozpadnie dając pożądaną konsystencję. My nie czekaliśmy na zupełnie gładki mus. Część kawałków nie rozpadła się zupełnie, co sprawiło, że było na czym zawiesić ząb ;) 
  • Jeśli zupa jest za gęsta można dodać wody, jeśli za rzadka pogotować bez przykrycia żeby odparować nadmiar wody. 
  • Podawać posypaną pestkami dyni. Można również dodać śmietanę oraz żółty ser. Dodanie więcej pieprzu sprawi, że zupa będzie bardziej rozgrzewająca. 
  • Co różni tą zupę od pierwotnej wersji przepisu: konsystencja zupy jest świetna - kremowa i gęsta, a jednocześnie przy przechowywaniu zupy w lodówce płyn nie oddziela się od miąższu. Całość gotuje się dłużej dzięki czemu przechodzi wszystkimi smakami dużo intensywniej. Odpada duża część pracy związana z miksowaniem zupy i brudzi się dużo mniej naczyń.

 Smacznego!




poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Zapiekana cukinia faszerowana owocami morza.

Uwielbiam cukinię. To jedno z moich ulubionych warzyw, które pozwala się przyrządzać na rozmaite sposoby i zawsze smakuje wspaniale. Ostatnio postanowiłam spróbować trochę nietypowej kombinacji cukinia + owoce morza. Nie była pewna jaki będzie rezultat i dopiero przy trzeciej próbie wyszło idealnie. Ostateczna wersja przepisu wygląda tak:

Składniki:
  • cukinia – jedna duża albo dwie małe (porcja dla dwóch osób)
  • mieszanka owoców morza (przed rozmrożeniem około 3 szklanki)
  • 4 małe ziemniaczki
  • pół czerwonej papryki
  • żółtej lub zielonej papryki
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 papryczka chili
  • średniej wielkości cebula
  • przyprawa do ryb
  • przyprawa do ziemniaków
  • słodka papryka
  • koperek
  • sól
  • pieprz
  • oliwa z oliwek
Farsz:
  • Cebulę kroimy w kostkę lub w piórka. Podsmażamy na oliwie z oliwek.
  • Kroimy ziemniaczki w półplasterki (używałam młodych, więc pokroiłam razem ze skórką, ale takie „nie młode” trzeba najpierw obrać ;) ). Dorzucamy do zeszklonej cebulki i podsmażamy razem chwilę.
  • Paprykę kroimy w kostkę i dorzucamy na patelnię.
  • Kiedy wszystko puści sok doprawiamy solą, pieprzem, przyprawą do ziemniaków i słodką papryką. Dorzucamy pokrojone drobno chili (ja nie lubię zbyt ostrych potraw, więc użyłam pół papryczki pozbawionej pestek).
  • Podsmażamy wszystko, aż sok odparuje, ale nie do zupełnej suchości.


  • Zdejmujemy warzywa z patelni i na tą samą patelnię wrzucamy rozmrożone owoce morza (może być konieczne dolanie odrobiny oliwy). Posypujemy przyprawa do ryb i smażymy na średnim ogniu.
  • Kiedy pojawi się sok dorzucamy dwa ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę i smażymy do odparowania soku, ale nie do zupełnej suchości.


  • Mieszamy razem warzywa i owoce morza.

Co dalej:
  • Cukinie trzeba wydrążyć i posypać przyprawą do ziemniaków.
  • Do łódeczek nakładamy farsz.


  • Wstawiamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, do nagrzanego piekarnika i pieczemy 25 minut w temperaturze 200 stopni (grzanie góra-dół).
  • Po 25 minutach pieczemy jeszcze 5 minut na opiekaniu.


Przed podaniem posypujemy odrobiną koperku, najlepiej świeżego, ale suszony też działa dobrze ;)


Smacznego!

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Knekkebrød



Spędzam lato w Norwegii, więc postanowiłam się podzielić miejscowym przepisem, może nawet nie jednym ;). Dzisiaj upiekłam Knekkebrød, czyli chrupiący chlebek / sucharki z dużą ilością ziaren.

Składniki:

  • 150 ml ziaren sezamu
  • 150 ml płatków owsianych
  • 150 ml pestek dyni
  • 150 ml pełnoziarnistej mąki żytniej
  • 150 ml ziaren słonecznika
  • 100 ml siemienia lnianego
  • 100 ml otrębów pszennych
  • 2 łyżeczki soli
  • 700 ml wody

Przygotowanie:
  • Wszystkie składniki mieszamy razem (wodę można dodawać stopniowo – ja wlałam najpierw 500 ml, później dodałam resztę).

  • Ciasto odstawić na 5-10 minut (sprawdzić konsystencję i w razie potrzeby dodać odstawioną wodę).
  • Ciasta powinno wystarczyć na dwie blachy – te duże z piekarnika. Wykładamy blachę papierem i rozsmarowujemy ciasto cienką, równą warstwą.

  • Wstawiamy do nagrzanego do 150 stopni piekarnika (najlepiej z termoobiegiem) na 10 minut.
  • Po 10 minutach wyciągamy i kroimy na pożądane kształty. Wstawiamy ponownie do piekarnika jeszcze na 30 minut.
  • Wyciągamy i odstawiamy do wystygnięcia – po ostygnięciu stwardnieje.
  • Nie przechowywać w szczelnych, plastikowych pojemnikach, bo zrobi się gumiasty. Najlepiej trzymać w szklanym lub ceramicznym pojemniku z przepuszczalną pokrywką lub w misce pod ściereczką albo w chlebaku.



Smakuje dobrze na słodko i wytrawnie.


Smacznego!

czwartek, 1 sierpnia 2013

Łosoś ze szpinakiem i pieczarkami.

Składniki:
  • dwa kawałki łososia (najlepiej bez skóry) 
  • szpinak 
  • pieczarki 
  • śmietana 
  • cebula (wybrałam czerwoną, bo lubię jak jest kolorowo) 
  • czosnek 
  • ostra papryczka 
  • cytryna 
  • sól 
  • pieprz 
  • słodka papryka 
  • oliwa z oliwek 


Marynata:

  • Kawałek ostrej papryczki (w zależności od upodobań – ja wolę mniej ostre, więc wzięłam niedużo) kroimy na małe kawałeczki. 
  • Mieszamy z jednym dużym ząbkiem czosnku przeciśniętym przez praskę, oliwą z oliwek, łyżeczką soku z cytryny oraz solą, pieprzem i słodką papryką (według uznania). 
  • Warto wymieszać całość widelcem dodatkowo dusząc papryczkę i czosnek.


  • Smarujemy łososia i odstawiamy do lodówki. Ja zamarynowałam rybę rano w dniu przygotowania.

Sos:
  • Na oliwie z oliwek podsmażamy pokrojoną cebulę. 
  • Do zeszklonej cebuli dodajemy pokrojone pieczarki. 
  • Łososia wyjmujemy z marynaty i zeskrobujemy delikatnie czosnek i papryczkę. Kiedy pieczarki puszczą sok dodajemy dwa przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku i marynatę z łososia. 
  • Podsmażamy razem aż pieczarki zmiękną, następnie dodajemy umyty dokładnie szpinak. Na początku będzie go dużo, ale szybko się skurczy 



  • Kiedy składniki ładnie połączą się na patelni zmniejszamy ogień i dodajemy śmietanę ( ja dodałam 3 łyżki) ciągle mieszając, aż połączy się z sosem. Na małym ogniu przykrywamy patelnię i zostawiamy na 5-10 minut. 

Pieczenie:

  • Do żaroodpornego naczynia wkładamy warstwę sosu. 
  • Na to układamy łososia. 
  • Przykrywamy resztą szpinaku i pieczarek. Ja zostawiłam część sosu, bo nie chciałam żeby mój łosoś wciąż pływał po podaniu ;) 

  • Wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy pod przykryciem w temperaturze 180 stopni przez 30 – 35 minut. 
Podajemy z ulubionym dodatkiem – ziemniakami, ryżem, makaronem, lub innymi. Ja podałam z pełnoziarnistym chlebkiem.


Smacznego!




niedziela, 10 marca 2013

Jajko z boczkiem po nowemu.

Pod choinkę dostałam dwie sylikonowe formy do babeczek. Oczywiście babeczki już w nich robiłam, ale postanowiłam również wykorzystać je trochę bardziej kreatywnie. Wymyśliłam takie śniadanie mistrzów:

Jajko z boczkiem po nowemu:

Składniki:

  • jajka - jedno na foremkę do babeczki w liczbie takiej jaką chcemy skonsumować
  • wędzony boczek - może być też bekon w plasterkach, może być surowy-wędzony, może być parzony
  • sól i pieprz - ewentualnie inne przyprawy (ja lubię przyprawę do potraw z jajek firmy Appetita)
  • tłuszcz do smażenia - olej, masło, oliwa co kto lubi



Po kolei:

  • Kroimy boczek w cienkie plasterki.
  • Przecieramy foremkę ręcznikiem papierowym pokropionym oliwą albo innym tłuszczem do smażenia. Raczej symbolicznie, nie ma sensu naciapać tam tego masła nie wiadomo ile ;).
  • Foremki wykładamy boczkiem tworząc mięsne miseczki. Nie musi to być jakoś niesłychanie dokładnie, bo jajko i tak przecieknie szczelinami, ale byle jak też nie powinno być.
  • W każdą foremkę wbijamy ostrożnie jedno jajko. Można je wybełtać widelcem przed wlaniem wyjdzie wtedy taka mini jajecznica ;)
  • Doprawić solą i pieprzem.


Po wszystkich zabiegach powinno to wyglądać tak:


Użyłam jajek XL i jak widać odrobinę wyłaziły z foremek. Następnym razem użyję mniejszych, ale wszystko zależy od wielkości foremek i grubości plasterków boczku.

Jajka powinny trafić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (co do temperatury nie mam całkowitej pewności ponieważ mój starożytny piekarnik nie ma wskaźnika temperatury, nie da się sprawdzić w żadne sposób czy już się nagrzał ani czy temperatura utrzymuje się na stałym poziomie) na około 20 min. W moim przypadku po 25 minutach jajko było idealnie i równomiernie ścięte także w środku, myślę że po 20 żółtko byłoby lekko płynne - takie jak osobiście uwielbiam.

Po wyjęciu z piekarnika wszystko powinno wyglądać mniej więcej tak:



Wyjęcie babeczek było wyzwaniem, ale łyżka i termoodporne dłonie męskie wystarczyły by pokonać trudności.



Jak pisałam po 25 minutach w jajko było całe ścięte - trzeba poeksperymentować z czasem.


Smacznego!

sobota, 23 lutego 2013

Pełnoziarniste ciacho bananowe z miodem.

Kiedy przemykałam przez supermarket zaatakował mnie znienacka zapach bananów. Nie żebym była wielką fanką i nawet nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam banana. I to chyba właśnie ten fakt przyczynił się do tego, że mój organizm gwałtownie zapragnął bananów. Przełknęłam dyskretnie ślinę zalewającą mi usta i zgarnęłam banany do koszyka.

Wcinając później plastelinowate pyszności stwierdziłam, że można zrobić z nich coś ciekawszego, a w sumie to ciasta też dawno nie piekłam. Na powierzchnię wypłynęła idea ciasta bananowego. Nigdy takiego nie robiłam, ale szybki research wykazał, że żadna to wielka filozofia. Inspirując się zasobami internetu zmontowałam własny przepis unikając niemile widzianych produktów. Tak właśnie powstało ono:


Wyszło takie jak lubię - nie suche, nie za słodkie i z chrupiącą skórką, a do tego przepis jest prosty - ciasto właściwie robi się samo i nie ma dużo zmywania. Udało mi się nawet nim zaszpanować na wyjazdowych występach. 

Dorzucam przepis, bo podobno dobrym trzeba się dzielić:

Składniki:

  • 1,5 szklanki mąki pełnoziarnistej 
  • 1/2 szklanki otrębów pszennych 
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej 
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia 
  • szczypta soli 
  • 1 łyżeczka gałki muszkatołowej (jeśli pałasz do niej wybitną niechęcią można dodać inną przyprawę korzenną – polecam zmielone goździki, niekoniecznie cynamon) 
  • pół szklanki miodu (ja lubię ciemny – gryczany, ale jasny miód nadaje się równie dobrze) 
  • 2-3 mocno dojrzałe banany 
  • 2 jajka 
  • 3 łyżki oleju 
  • 3-4 łyżki mleka 
  • czekolada albo orzechy 
  • brązowy cukier 
Ciacho:

Zmieszać ze sobą wszystkie suche składniki. Mąkę należy przesiać przez sitko, reszcie takie traktowanie też nie zaszkodzi. 
Banany rozgnieść widelcem na gładką papkę. 
Zmieszać banany ze wszystkimi mokrymi składnikami. 
Połączyć mokre i suche. Wymieszać mikserem, aż pojawią się bąbelki. 
Można dodać do ciasta orzechy lub pokruszoną czekoladę. 
Ciasto przelać do foremki wyłożonej papierem do pieczenia. Ta ilość ciasta najbardziej nadaje się do podłużnej foremki 30 x 10 centymetrów, ale sprawdza się także w niedużej tortownicy. Ciasto urośnie w czasie pieczenia, powinno więc sięgać około 1-1,5 centymetra poniżej brzegu foremki. 
Wierzch posypać otrębami lub brązowym cukrem. 
Ciasto wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około godzinę. 
Ciężko ocenić stan upieczenia patyczkiem, ponieważ ciasto jest z gatunku tych wilgotnych. Ja piekę je na nosa i oko – musi ładnie pachnieć, a skórka musi być przypieczona. Otręby na wierzchu nie powinny być przypalone, a co najwyżej lekko zarumienione. 
Można podawać dodatkowo polane czekoladą lub miodem albo posmarowane nutellą. Można też wcinać bez dodatków. Dobrze smakuje z mlekiem albo ciemnym piwem (także grzanym). 

Enjoy.

Najprzezacniejsza zupa dyniowa ever!

Od rodziców Simona dostaliśmy dwie dynie. Jedna, mniejsza, zamieszkała na parapecie. Jest tak śliczna, że nie miałam serca przeznaczyć jej na lampion. Druga, zdecydowanie duża, rozbudziła moją kulinarną fantazję. Postanowiłam zrobić rozgrzewającą, sycącą zupę krem. Wyszła doskonale i zostało jeszcze dużo dyni, która wylądowała w zamrażalniku, więc po pewnym czasie mogłam znów wyczarować pyszną, jesienno-zimową zupę.

Jak już wspominałam - dobrym trzeba się dzielić - więc zdradzam przepis.

Składniki:
  • dynia – im bardziej pomarańczowa i dojrzała, tym ładniejszy kolor będzie miała zupa 
  • wędzone żeberka (lub wędzone porcje rosołowe) 
  • warzywa i przyprawy do bulionu wedle uznania 
  • śmietana 
  • ser 
  • pestki z dyni 
  • boczek (na skwarki) 
  • ziemniaki 

Zupa: 

W dużym garnku zrobić bulion. Jeśli nie przepadasz za wędzonym mięsem może być normalny, bez udziwnień, z tym że wtedy zupa traci trochę swojej zacności. Wędzone żeberka zwykle są dość słone, dlatego nie soliłam bulionu – i tak wyszedł dość słony. 
Z bulionu wyciągnąć mięso i dopełnić garnek pokrojoną w niedużą kostkę dynią. Im mniejsza kostka, tym szybciej się ugotuje.Ja zrobiłam 3/4 garnka bulionu i zupa wyszła dość rzadka, jeśli lubisz gęstą zrób mniej bulionu (tak by weszło więcej dyni) albo odlej część bulionu przed miksowaniem. 
Kiedy dynia będzie miękka trzeba zupę zmiksować. Ja miksowałam w blenderze takim z dzbankiem co wymagało miksowania małymi porcjami, ręcznym może poszłoby szybciej. W trakcie miksowania widać konsystencję. Można ją jeszcze podregulować odlewając bulion lub dodając więcej dyni. 
Podawać ze śmietaną (jeśli ktoś lubi – ja wolałam bez) startym serem, pestkami z dyni i mięsem obranym z żeberek (ewentualnie można zrobić osobno skwarki). 
Opcja z ziemniakami: można dodać je razem z dynią i później razem zmiksować (zupa będzie bardziej gęsta) lub wrzucić ugotowane ziemniaki do zmiksowanej już zupy. Ja zrobiłam bez ziemniaków, a i tak byłą bardzo sycąca. 
Zupa doprawiona większą ilością pieprzu jest super rozgrzewająca. 









Konkursowa cukinia.

Chwilowo dłubię przy toaletce dla psiapsióły, więc żadne małe dziełka spod mych rąk nie wychodzą. Za to na Podniebiennych Pieszczotach pojawił się konkurs. Jako, że jeść trzeba i nie ma przed tym ucieczki postanowiłam przy okazji zgłosić swój przepis na cukinię.

Cukinia faszerowana.

Składniki (dla 4 osób): 
  • dwie cukinie (ok 1kg) na tyle duże by było je wygodnie wypełnić farszem, ale nie za duże żeby nie miały poprzerastanych gniazd nasiennych 
  • pół kilo mięsa mielonego (ja używam z indyka) 
  • duża cebula 
  • puszka pomidorów krojonych z ziołami 
  • dwie puszki ciecierzycy w zalewie 
  • słodka papryka 
  • czosnek granulowany 
  • bazylia 
  • tymianek 
  • oregano 
  • pieprz ziołowy 
  • sól 
  • żółty ser 
Cukinia: 
  • Cukinie trzeba dokładnie umyć, bo będą pieczone ze skórką. Po umyciu przekroić je wzdłuż na pół i łyżką wyskrobać nasiona. Jeżeli cukinia jest odpowiednia pestki powinny być miękkie i otulone włókienkami. Zachowujemy wyskrobane gniazda nasienne. Wnętrze cukiniowych łódeczek posypujemy pieprzem ziołowym. 
  • Cebulę kroimy w kostkę, solimy i wrzucamy na patelnię. Kiedy cebula się podsmaża mieszamy mięso z papryką (ilość na oko, około łyżki stołowej). Do zeszklonej cebuli wrzucamy mięso. Mięso mielone z indyka ma tendencje do sklejania się w duże bryły, trzeba dopilnować, żeby tak się nie stało. 
  • Kiedy mięso puści trochę soku dosypujemy czosnek i pozostałe zioła. Podsmażamy jeszcze chwilę, a kiedy sok zacznie odparowywać dokładamy pół puszki pomidorów. Znów odparowujemy nadmiar płynu. Pozbawienie farszu płynu jest o tyle istotne, że zbyt mokry farsz może wypływać z cukinii w trakcie pieczenia. 
  • Farsz wkładamy do łódeczek z cukinii. Można z lekką górką ale tak, żeby się nie wysypywał. Na wierzch posypać starty ser lub ułożyć plasterki tak by przykrywały farsz. 
  • Cukinia wędruje w blaszce lub naczyniu żaroodpornym wyłożonych papierem do pieczenia do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika na pół godziny.











Dodatek: 

Kiedy cukinia się piecze rozdrabniamy zachowane części nasienne. Mieszamy je z pomidorami, które zostały oraz odsączoną z zalewy ciecierzycą. (Jeśli ktoś nie przepada za ciecierzycą można podać cukinię z ryżem lub makaronem okraszonym sosem z pomidorów i cukinii. Można też podawać bez niczego, bo sama cukinia jest dość duża i sycąca.) 

Całość doprawiamy pieprzem ziołowym i wrzucamy na patelnię. Mieszankę podsmażamy na małym ogniu aż odparuje płyn, a ciecierzyca zmięknie i zacznie się rozpadać przy mieszaniu.


Konkurs wymaga podania 5 przypraw, bez których ta potrawa się nie obędzie. Są to: papryka słodka, czosnek granulowany, bazylia, tymianek i oregano. Pieprz ziołowy też jest bardzo ważny, ale zawsze można go zastąpić zwykłym pieprzem i też będzie zjadliwe :)

Smacznego!

Kryzysowy obiadek.

Weekend przygód w Poznaniu zaczął się ciekawie i równie zatrważająco widowiskowym akcentem się zakończył. Otóż zamiast wyjechać w piątek z powodu mgły, zaspania, patologicznej ciąży wegetariańskiej wyjechaliśmy dopiero w sobotę rano. Wstaliśmy o 4:30 i z rozpędu graliśmy później w planszówkę do 2 w nocy.

Niedziela była rozkoszna. Przypomniałam sobie cudowne czasy spania w dwie osoby na jednoosobowym materacu - wrażenia nie do podrobienia. A przedpołudniowy spacer po Jeżycach z wspaniałym przewodnikiem i paczką solonych ziaren słonecznika pod ręką był bardzo inspirujący. 

Powrót do Torunia wiernym automobilem niestety zakłócony na 85 kilometrze, czyli zasadniczo w połowie drogi. Pękł półksiężyc przy pedale sprzęgła i autko zamarło z bólu. Jako, że było ciemno i nieciekawie na drodze, a do domu jeszcze kolejne 85 km musieliśmy zostawić karocę u mechanika w Trzemesznie i wrócić do domu pociągiem. Cała przygoda pozbawi nas przy odbiorze auta w piątek znacznej części zasobów pieniężnych.

W związku z dwumiesięcznym przesunięciem w wypłacie stypendiów no i przygodą w Trzemesznie musiałam dzisiaj zorganizować jakiś ekonomiczny obiadek, a że udało się całkiem nieźle postanowiłam podzielić się przepisem na zapiekankę wątróbkową. Przepis wymyśliłam kiedy byłam na diecie Dukana. Składniki razem z przyprawą i otrębami, które przy gotowaniu nie schodzą do końca kosztowały 10,45 zł na 6 porcji, więc myślę, że zaiste po taniości.

Składniki (na 6 porcji):

  • 4 średnie lub 3 duże cebule 
  • 1,5 kilograma wątróbki kurczaka lub indyka albo wymieszanej 
  • paczka otrębów owsianych 
  • sól 
  • pieprz 
  • przyprawa do ziemniaków 

Zapiekanka:

  • Wątróbkę trzeba oczyścić z tłuszczu i żyłek. Chyba, że komuś nie przeszkadzają albo jest leniwy - wtedy nie trzeba ;). Pokroić na mniejsze kawałki wielkości mniej więcej orzecha włoskiego. Przesypać przyprawą. Nie solić!!! 
  • Cebulę pokroić w półksiężyce i pomiętosić z solą. Sól dodaję tylko do cebuli więc solę ją dość konkretnie. Cebulę wrzucić na patelnię i podsmażyć lekko. 
  • W naczyniu warstwami układamy po kolei cebulę, wątróbkę i posypujemy otrębami. Powtarzamy do końca składników lub wypełnienia naczynia. Warto zadbać by ostatnią warstwą była cebula. 
  • Zawsze wykładam naczynie papierem do pieczenia, bo jestem leniem i nie lubię skrobać przypieczonych kawałeczków. 
  • Całość ląduje w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni na 45 minut do godziny. Dłuższe pieczenie wysuszy wątróbkę na wiór. 


Zdaję sobie sprawę, że to nie jest najbardziej urodziwa potrawa na świecie, ale jest smaczna i po taniości, wiec można jej to wybaczyć :)

Danie jest mega sycące i zwykle podaje je bez dodatków, ale super smakuje z ciemnym chlebem z masłem.