Kabaczkowy urodzaj trwa. Na moim balkonie jeszcze dzisiaj w oczekiwaniu na swoje przeznaczenie wygrzewały się w porannym słońcu trzy kabaczki. Zostały już tylko dwa. Dzisiaj na obiad przygotowałam placuszki z kabaczka. Zwykle to jakże zacne warzywo ląduje w leczo albo innej podobnej potrawce. W tym roku postanowiłam być bardziej kreatywna.
Placuszki wystąpiły w charakterze dodatku do obiadu, ale myślę, że z powodzeniem można zajadać je jako samodzielne danie.
Składniki:
- kabaczek - mój był duży, ważył prawie 2 kg
- pół puszki ciecierzycy - można też ugotować sobie "świeżą", ja nie miałam na to czasu
- paczka otrębów owsianych
- pestki dyni lub słonecznika - opcjonalnie w wypadku pałaszowania placuszków jako osobnego dania
- przyprawy: w moim przypadku słodka papryka, pieprz ziołowy i zioła prowansalskie (można je zastąpić przyprawą do ziemniaków jeśli ktoś preferuje bardziej swojskie smaki)
- sól
- olej - od pewnego czasu smażę i doprawiam olejem z pestek winogron - polecam!
- jajko (opcjonalnie - sposób drugi)
Placuszki:
- kabaczka dokładnie myjemy, bo konsumujemy go ze skórką. Umytego rozkrajamy i wyrzucamy gniazdo nasienne i pestki. Kroimy na mniejsze kawałki i ścieramy na tarce o dużych oczkach.
- startego kabaczka solimy Z UMIAREM (szczególnie jeśli planujemy go doprawiać przyprawą do ziemniaków, która też zawiera sól) i odstawiamy na 5 - 10 minut
- w międzyczasie pół puszki ciecierzycy (razem z zalewą) i 2 czubate łyżki otrębów za pomocą blendera zmieniamy w gęstą pastę
- w tym czasie kabaczek powinien puścić sok. Dokładnie odsączamy płyn, wrzucamy pastę z ciecierzycy i doprawiamy wedle uznania. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy. Na koniec dodajemy jeszcze dwie łyżki otrębów (i pestki). Masa na placki może zmieniać konsystencję w trakcie smażenia - kabaczek może puścić więcej soku - jeśli zrobi się za rzadka dodajemy więcej otrębów
- smażymy na mocno rozgrzanej patelni. Nakładamy masę łyżką i rozpłaszczamy na placuszki odrobinę większe od główki łyżki. Rozmiar ma znaczenie, ponieważ przy konsystencji smażonej masy większe placki zwyczajnie rozłażą się przy obracaniu. Najlepiej obracać je szeroką łopatką, na którą mieści się cały placuszek. Smażymy z obu stron na złoto-brązowy kolor.
- placuszek jest gotowy do zdjęcia z patelni, kiedy jest na tyle sztywny, że można go łatwo podważyć łopatką i bez kłopotów przenieść na talerz.
- warto odsączać placki na papierze - piją sporo oleju.
- podawać i konsumować natychmiast ;)
Smażenie było chyba najtrudniejsze. Bardzo rzadko przyrządzam placki ziemniaczane, więc nie mam wprawy. Placuszki zaczęły mi się udawać dokładnie takie jak chciałam dopiero w połowie masy, ale kiedy już wpadłam na to jak nimi operować reszta poszła bez przeszkód.
Mój sposób wyglądał tak: nakładałam masę i po rozpłaszczeniu łyżką czekałam aż wierzchnia strona placuszka zacznie wysychać. Wtedy obracałam go na druga stronę i dociskałam lekko łopatką. Kiedy wydawało mi się, że już gotowy, jeszcze na chwilę obracałam go na drugą stronę i dopiero zdejmowałam z patelni.
Sposób drugi, wspomniany w tytule psota, polega na tym, że można do masy dodać jajko - najlepiej roztrzepane widelcem. Pomoże to związać lepiej masę, ale nie jest to krok konieczny.
Sposób drugi, wspomniany w tytule psota, polega na tym, że można do masy dodać jajko - najlepiej roztrzepane widelcem. Pomoże to związać lepiej masę, ale nie jest to krok konieczny.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz